Jedna z szyb eksplodowała. W powietrze wyleciały tysiące szklanych
igiełek i drzwi stanęły otworem. Imogen wydała przeraźliwy krzyk, kiedy Flic upadła na kolana, a Matthew z Zuzanną wyszli chwiejnym krokiem na balkon, łapiąc gwałtownie powietrze. - Wszyscy żywi? - rozległ się głos strażaka. Usłyszeli kroki na drabinie, poręcz balkonu zadrgała. Matthew patrzył na Flic, na jej popalone ręce i strużki krwi na twarzy, na kawałeczki szkła, które niczym diamenty błyszczały we włosach. Słyszał głos strażaka na drabinie i odpowiedź Zuzanny, ale porażony widokiem włosów Flic, nie rozumiał ani jednego słowa. Nagle Imogen przepchnęła się między nimi do stojącego w płomieniach pokoju. - Nie!!! - Flic wciąż klęczała. - Imo, nie! Matthew odbierał to jak sen, jak surrealistyczny obraz. Sofa zniknęła, ogień huczał coraz bardziej, bujany fotel Karo się palił, podobnie jak 351 komódka z przyborami do szycia, a po środku tego wszystkiego stała Imogen w koronie sterczących czarnych kosmyków na tle jaskrawych płomieni. - Imo, nie! - Tym razem był to głos Zuzanny. - Nie, mój Boże, nie! - Nie w ten sposób! - krzyknęła Flic. - Tak właśnie chcę! - odpowiedziała jej siostra. Matthew usłyszał to, zarejestrował, zrozumiał, że dziewczyna chce umrzeć. I że nie wolno mu do tego dopuścić. - O, nie! - powiedział. - Nie ma mowy. Nawet to sprawiało w pewnym stopniu wrażenie snu - było zbyt nierealne, by mogło dziać się naprawdę. Wciągnął wielki haust powietrza i rzucił się z powrotem w piekło, prosto na Imogen, niczym obrońca w drużynie futbolowej, którym nigdy nie udało mu się zostać w szkole ani później... Zwalił ją z nóg, a kruchość drobnego ciała pod jego ciężarem tak go zaskoczyła, że sen się urwał, a on wrócił na ziemię. Chociaż Imo zawsze wydawała się najmasywniesza z całej trójki, przez parę sekund myślał, że przestała oddychać, że może ją zabił. I wtedy usłyszał jej krzyk. Długi, rozdzierający serce skowyt rozpaczy. Próbował się poruszyć, ale nie mógł złapać tchu ani wykrzesać z siebie więcej siły. Tymczasem pierścień ognia wokół nich zaczął się zamykać, nie zostało już ani odrobiny powietrza i Matthew zrozumiał, że najpierw się uduszą, a dopiero potem spalą... Silne dłonie chwyciły go za ramiona, odciągnęły od Imogen i wywlokły na balkon. Przez łzawiące oczy zobaczył, że dziewczynę zabrano także i teraz, przerzuconą jak tobołek przez ramię strażaka, znoszono po drabinie na dół. Flic sprowadzono już wcześniej, a po niej Zuzannę. Na parapety i do wnętrza domu lały się silne strumienie wody, tak że po chwili był cały mokry. Kiedy spojrzał po raz ostatni na Cichy Pokój, zobaczył, że wszystko, co Karo tak bardzo kochała, zniknęło na zawsze. - Chodź, bracie! Odwrócił się i pozwolił zaofiarować sobie pomoc przy zejściu w bezpieczne miejsce. 67. Dali mu koc i tlen, po czym zaprowadzili na front domu, obok