Głos miał zniewalająco ciepły.
- Christopher wspominał, że masz jedną z moich książek. - Nawet trzy. Teraz nie mogę się doczekać tej z gotowania w trasie. - Niestety, trasa została przerwana. - Lizzie wrzuciła skórki do kubła na śmieci. - Susan mówiła coś o tym, kiedy ją odwoziłem. - Tak? - Wlała sok do szklanego dzbanka. - Cieszę się, że dobrze się u nas czułeś. Po telefonie Gilly trochę się zdenerwowałam. - To zrozumiałe. A jak się dziś mają chorzy? - Nieźle, dziękuję. - Pewnie są szczęśliwi, że odzyskali mamusię. Trudno mieć o to pretensję. - Na pewno niedługo wrócą do zdrowia. - Musisz mieć pełne ręce roboty, więc cię nie zatrzymuję, ale gdybyście kiedyś z Christopherem znaleźli wolny wieczór, chętnie bym się zrewanżował za gościnę. A może spotkamy się w którąś niedzielę na lunchu? - Będzie nam bardzo miło. Prawnik jeszcze raz jej podziękował. - Naprawdę czułem się winny, że przeze mnie nie mogłaś być przy chorych dzieciach. - To tylko przeziębienie - odparła dość sucho Lizzie. - Ale musiałaś się o tym przekonać na własne oczy, prawda? - Tak, raczej tak. Idąc z sokiem na górę, pomyślała, że Susan mogła mieć rację. To rzeczywiście przemiły człowiek. przypadek nr 6/201074 PATASON J. analiza/ocena zawieszono akcja rozwiązan V 43 Krótko przed piątą po południu Sandra Finch zaczęła się niepokoić o córkę. Zatelefonowała do warsztatu zięcia, żeby zapytać, czy nie wie, co się dzieje z Joanne, - A nie ma jej w domu? - Tony, którego od śniadania męczyła zgaga, uznał przed chwilą, że ma dość pracy na dziś, i właśnie doprowadzał się do porządku przed wymarszem do pubu. - Nie ma. - Sandra w ostatniej chwili ugryzła się w język, by nie dodać „oczywiście". - Pytam, bo rano przywiozła mi Irinę. - To dzieciak cały dzień jest u ciebie? - spytał nerwowo Tony. - Joanne mówiła, że wróci w porze lunchu, i dotąd się nie odezwała, więc zaczynam się martwić. Próbowałam zadzwonić na komórkę, ale ma wyłączoną.