nie ma, bo skonałby po raz drugi, gdyby
7/86 widział, jak w twoje łono ktoś wpycha martwe czarne szczenię. FARAON 30 juna 1845, kwadrans po dwudziestej drugiej Jego myśli krążą w okolicach Golgoty, ale nogi niosą prosto do Jardin Mabille. To pewnie muzyka ciągnie go do najważniejszej giełdy Paryża, mieszczącej się przy ChampsÉlysées 51. Ważniejszej nawet niż Bursa. Tu zawsze trwa hossa. Zanurzeni w przesłodzonych dźwiękach orkiestry pod łukami gazowych świateł, kupcy przeróżnych gildii kupują erotyczne akcje. Albo kontrakty, zwykle krótkoterminowe. Dobijają targu za pośrednictwem bardzo dyskretnych, choć wyzywająco eleganckich 8/86 maklerów. Jednak nadzieja zysku musi poczekać co najmniej do jedenastej, gdy zamykają się bramy ogrodu, a posiadacze i posiadane rozpływają się w labiryncie ulic. Okoliczne domy tylko czekają na spragnionych rozkoszy. Ale tu, w najradośniejszym z radosnych, jak mówią przewodniki, zakątków Paryża, mrukliwy policjant zawsze ma baczenie, by zbyt otwarcie nie zostały złamane zasady uczciwego handlu, zwane obłudnie moralnością. Najwyższe ceny osiągają fałszywe arystokratki, które czarem egzotycznie brzmiących nazwisk i bezpruderyjną konwersacją najskuteczniej wabią cudzoziemców. Ci są pewni, że taniec z księżniczką, która bez cienia wstydu zarzuca im ręce na szyję, jest szczególną łaską. I niech tak myślą, kiedy wywożą stąd sekretne pamiątki, które leczy się jodem. 9/86 Tańsze są gryzetki. Z determinacją grają rolę zawsze uroczych, zawsze naiwnych i cudownie niemoralnych. Jednak w świetle gazowych lamp trudno im ukryć, że kurs akcji ich urody jest mocno zawyżony. One tylko chciałyby być piękne, młode i eteryczne. Ale ich grubo ciosane rysy, ciężkie piersi i wielkie stopy ściągają marzenia ku ziemi. A pierwszy pocałunek zdradza smutną prawdę o oddechu, cuchnącym czosnkiem i cebulą. – Zatańczysz? – pyta go jedna z nich, ani ładniejsza, ani brzydsza od pozostałych.