- Wydaje się taka urocza!
- Och, bo jest! - Ten telefon w sprawie dzieci wyraźnie wytrącił ją z równowagi. - Nic dziwnego. Lizzie na ogół nie przesadza, ale nie potrafi się nie martwić o nich wszystkich. Szczególnie gdyby Jack miał złapać wirusa. - Dlaczego „szczególnie"? Ponieważ choroba Jacka nie była trzymana w sekrecie, Susan nie widziała powodu, by nie udzielić mu wyczerpującej odpowiedzi. Potem w sposób naturalny rozmowa zeszła na pecha prześladującego ostatnio rodzinę Wade'ów: najpierw fatalny wypadek Edwarda i przerwanie programu „Podróże kulinarne Lizzie Piper", a potem, całkiem niedawno, choroba samej Lizzie. - Chociaż Christopher rzucił wszystko, żeby opiekować się nią w domu, więc właściwie można by to uznać za szczęście. - A co jej było? - Właściwie nie wiem. Dość niejasno wyrażała się na ten temat. Allbeury poczuł, że jego ciekawość sięga zenitu. - Pewnie jakaś odmiana grypy... - zasugerował na wabia. - O, raczej coś poważniejszego. Gilly wygadała się, jak zadzwoniłam, że Lizzie jest w szpitalu Beauchamp, ale tam powiedziano mi, że nie mają takiej pacjentki. - Dziwne - zauważył Allbeury od niechcenia. - Boże - zaniepokoiła się nagle Susan. - Chyba nie chciałaby, żebym o tym mówiła. - Wszystko przez cholerny alkohol. - Ale w końcu nic konkretnego nie powiedziałam. - Absolutnie - przyznał z uśmiechem Allbeury. 39 W poniedziałek rano, trochę później niż zwykle, Tony kończył swoje podsmażane śniadanie, kiedy zadzwonił telefon. - Odbiorę - zawołała Joannę znad zlewu. - Jeśli to Eddie Black, to mogę rozmawiać, dla wszystkich innych już wyszedłem. Joanne wytarła ręce i zdjęła telefon ze ściany obok piecyka. - Halo? Z pokoju Iriny na górze rozległa się seria głuchych dźwięków. - Tak. - Joanne przechyliła głowę i nasłuchiwała przez-chwilę z niepokojem. - Kto to? - spytał na migi Tony. - Z tym mogą być pewne trudności - powiedziała Joanne do telefonu. Tony usłyszał kolejny stuk, wzruszył ramionami i włożył do ust ostatni plasterek bekonu. - W porządku - rzekła Joanne. - Do widzenia.