Stanowczym ruchem ujął ją zdrową ręką za łokieć i przeprowadził przez ulicę do
kościółka. 6 Alec nie był w kościele od ślubu Lizzie ze Strathmore'em. Taki grzesznik jak on powinien czuć obawę przed wstąpieniem do świątyni, tym bardziej że dopiero co pozbawił czci dziewicę i zabił dwóch ludzi. Wszedł jednak w ślad za Becky przez wielkie dębowe drzwi, a potem obydwoje znaleźli się w cichej nawie. Białe, sklepione wnętrze wypełnione było słońcem. - Tędy - szepnęła. Weszli w cień bocznej kaplicy. Becky zamknęła niewielkie drzwiczki i siadła obok niego. Przed nimi wyrzeźbiony w drewnie archanioł Michał w rzymskiej zbroi, z pozłacanymi skrzydłami przeszywał smoka lancą, zakończoną proporczykiem. Alec popatrzył z zaciekawieniem na Becky, ona zaś rozejrzała się wokoło i szybko uniosła spódnicę, ukazując spod rąbka białej halki łydkę o pięknej linii. - Jesteś doprawdy zaskakująca - powiedział, gdy usiłowała odedrzeć kawałek bawełnianej tkaniny, mocując się z obrąbkiem. - Taka niewinna i... podniecająca. - Przestań ze mną flirtować i pomóż mi. - Twoje żądanie, mademoiselle, jest dla mnie rozkazem. - Szarpnął energicznie za halkę, mocniej, niż należało, i rozdarł ją aż po samo biodro. Na jego twarzy odmalowała się satysfakcja - gdy zobaczył jej śmietankową skórę - a potem zaciekawienie. Pod podwiązką dostrzegł przedmiot wielkości żołędzia. - Cóż to takiego? - Spojrzał jej podejrzliwie w oczy. Becky odpłaciła mu tym samym. Przyszły jej na myśl karciane długi, braki w umeblowaniu i niedostatek pieniędzy, do którego się przyznał. Jeśli jednak ma przeżyć, to powinni sobie zaufać. Musiała zrobić pierwszy krok. - Sam zobacz. Milczała, gdy wytrząsnął Różę Indry na dłoń. - Wielki Boże! Skąd to wzięłaś? - Rubin należy do mnie. Jest moim dziedzictwem. Możesz mi go oddać? - Myślisz, że chcę ci go zabrać? - Musi mi wystarczyć do wykupienia domu i wioski. Oddał jej klejnot bez słowa. Poczuła się pewniej. Lepiej przesadzić z ostrożnością, niż potem żałować. Wsunęła go za stanik. - Nazywa się Róża Indry. Kobiety z mojej rodziny przekazywały go sobie z pokolenia na pokolenie. Michaił nie wie o jego istnieniu. Chcę go sprzedać i anonimowo odkupić dom. - Może byś opowiedziała wszystko od początku? - To było pięć dni temu, we czwartek. Dzień zaczął się jak każdy. Byłam właśnie w warzywniku, kiedy wieśniacy przyszli do Talbot Old Hall ze skargą. - Talbot Old Hall? - Do mojego domu. W każdym razie wtedy jeszcze nim był. Teraz nie jestem tego pewna. Michaił odziedziczył go razem z resztą majątku, kiedy zmarł dziadek. - Twój... dziadek? - Hrabia Talbot - mruknęła. - Czyli jesteś... arystokratką? - Tak. - A ja cię... uwiodłem po kilku kieliszkach wina. - Nie musisz się martwić. W końcu nie protestowałam. - Mów dalej. - Ród Talbotów od lat działał w dyplomacji i prowadził interesy Kompanii Wschodnioindyjskiej, trzymając się twardo pewnych reguł. Najstarszy syn był zawsze torysem, wszystkie córki wychodziły za arystokratów, a młodsi synowie zostawali posłami, nawet w bardzo dalekich krajach, od Kantonu do Kalkuty i Konstantynopola. Także w Rosji. Matka miała dwóch braci. Michael, najstarszy, zostałby hrabią, ale zmarł i nie odziedziczył tytułu, bo dziadek jeszcze żył. Michaił otrzymał po nim imię. Mama, Mariah Talbot, urodziła się druga z kolei, a młodszy syn, Jonathan, zgodnie z rodzinną tradycją został brytyjskim attache w Petersburgu. Spotkał tam piękną rosyjską księżniczkę, Sofię Kurkow, daleką carską krewną. Jej bracia brali udział w zamachu na cara Pawła, ojca cara Aleksandra,