Richard wpatrywał się w nią. Jej śliczną twarz oświetlał księżyc,
długie włosy opadały falami na ramiona. Ciało skrywał cienki szlafrok i piżama. -Ale musi wystarczyć - dodał po chwili. -Nie, nie musi - syknęła Laura. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Jej zapach owiewał go zapraszająco, wabił, odbierał resztki silnej woli. - Muszę iść. Laura złapała go za rękę. -Kobieto, do cholery, puść mnie! -Dlaczego? Opuścił głowę i spojrzał na nią. Była zaledwie kilka centymetrów od niego. Czuł się tak, jakby pod skórą chodziły mu mrówki. Drżał. Pierś unosiła mu się ciężko z każdym oddechem, jakby powietrze nagle ktoś rozrzedził. Przełknął ślinę i wyznał: - Bo jeśli cię dotknę, chyba nie będę w stanie się zatrzymać. Serce Laury waliło teraz jak oszalałe. Uniosła lewą dłoń do jego policzka i dotknęła gładkiej skóry. Wzdrygnął się. -Och, Lauro - powiedział, oddychając z trudem, przesuwając twarz pod jej dłonią, rozkoszując się jej dotykiem, zapachem. - Nie mogę. Nie mogę. Oszaleję. -Nie, nie oszalejesz. - Tak - syknął, wziął ją za ręce i obsypywał dłonie i opuszki palców pocałunkami. Zadrżał. Ten silny mężczyzna, który przetrzymał straszliwe chwile, mężczyzna, który krył się w cieniu dla ich dobra, drżał. Laura poczuła się obdarowana, wielbiona. Zanurzyła palce w jego włosach i przyciągnęła go do siebie. - Jeśli zamierzasz oszaleć, to, proszę... zabierz mnie ze sobą.W mgnieniu oka jego usta znalazły się na jej wargach, żarłoczne, wrzące od pożądania i niepohamowanej namiętności. Pragnął jej ponad wszystko na świecie, to pragnienie było silniejsze niż potrzeba samotności. Nie mógł się nasycić, nie oddychał, nie myślał, tylko czuł, a przecież przez tak długi czas jedynym uczuciem była świadomość własnej szpetoty. Nic poza rozpaczą. Laura była jak promień słońca, który wdarł się w jego pogrążone w ciemności życie, jak pokusa, której nie umiał się oprzeć. Otoczył ją ramionami w talii i przyciągnął do siebie. -Nie powinniśmy otwierać tych drzwi. -Za późno - jęknęła, a potem go pocałowała. Zesztywniał, gdy położyła dłoń na jego pokrytym bliznami ramieniu, a potem ją cofnęła. Prawą ręką gładziła go po plecach. Ten czuły dotyk sprawił, że coś w nim w środku pękło. Pocałował ją jeszcze żarliwiej i zaczął walczyć z paskiem szlafroka. Rozsunął tkaninę. Pieścił jej nagie ciało, a ona wtulała się w jego dłonie. A potem sama rozpięła dwa guziki piżamy. On poradził sobie z pozostałymi dwoma. Zsunął jedwab z jej ramion. Zrobiła krok do tyłu, żeby mógł na nią popatrzeć. Pragnął jej. Usiadł na dywanie, pociągnął ją za sobą. Przywarła do niego ciasno. W świetle księżyca jego ciało było tylko cieniem. -Powiedz: dość, a przestanę - wyszeptał prosto w jej usta.