Drzwi zaskrzypiały i Lucy stanęła obok niego, niosąc dwie
butelki piwa. Podała mu jedną i usiadła w fotelu obok, krzyżując nogi w kostkach. Miała bardzo zgrabne nogi: opalone, szczupłe i mocne. – Ładnie pachnie – uśmiechnęła się. – Węgiel i sos barbecue. Mógłbym położyć na tym grillu liście łopianu i pachniałyby tak samo ładnie. – Chyba nie dałabym się skusić na liście łopianu. Nie miałam nawet tyle odwagi, żeby spróbować sałatki z mleczy. Mówiono mi, że twoja babcia bardzo ją lubiła. Sebastian przypomniał sobie, jak Daisy pokazywała mu delikatne listki i uczyła je zrywać w specjalny sposób, by się nie pogniotły. – Lubiła – potwierdził. – Jadłeś to? – Owszem. Z solą, pieprzem i octem. – Obrzydliwe. – Daisy i jedna z jej przyjaciółek robiły jeszcze wino z mleczy. To dopiero było okropieństwo! – zaśmiał się Sebastian. Lucy uśmiechnęła się i pociągnęła łyk piwa z butelki. Sebastiana uderzył erotyzm tego gestu. Na tle ciemniejącego nieba jej oczy wydawały się ciemniejsze i bardziej ożywione. – Czy jako dziecko sądziłeś kiedykolwiek, że zostaniesz tu na zawsze? – zapytała. – Nigdy nie przypuszczałem, że stąd wyjadę. – Więc nie czułeś się tu źle? – Nie, nigdy. – Popatrzył na otaczające ich łąki pełne kwiatów, wzgórza pokryte lasami, jabłonie, klony i dęby. Zdecydowanie potrząsnął głową. – Nie mogłem sobie wyobrazić, że miałbym zamieszkać gdziekolwiek indziej. – Dlaczego więc sprzedałeś ten dom? – Wszystko się zmienia. Pochylił się nad grillem i przerzucając warzywa na drugą stronę, czuł na sobie jej spojrzenie. Lucy zastanawiała się, jakim dzieckiem był Sebastian. Sierota. Wnuk Daisy. Dziecko naznaczone tragedią i utratą. – Co się zmieniło? – zapytała cicho Lucy. – Ja. Nie zapytała o nic więcej, ale wiedział, że czekała na jego dalsze słowa. Nie poddawała się tak łatwo. O tym również wiedział już od dnia, w którym poślubiła jego przyjaciela. Zatrzymał na niej wzrok. – To był dom Daisy. Służył mi tylko za schronienie i pewnego dnia poczułem, że już dłużej nie mogę się ukrywać. – Musiałeś stąd wyjechać, żeby się nauczyć chronić innych. Nie mogłeś ocalić dziadka, bo zmarł, zanim ty się urodziłeś. I nie mogłeś ocalić Swoich rodziców, bo nie było cię przy ich śmierci. – Byłem – powiedział, patrząc na jej twarz. Lucy pobladła z wrażenia. – Przepraszam – szepnęła po chwili. – Nie wiedziałam o tym. Nikt mi nie mówił. Czy Colin wiedział? Sebastian wzruszył ramionami. – Pewnego wieczoru, po tamtej próbie zamachu, wypiliśmy