Z tego pośpiechu strącił na podłogę leżącą na
biurku stertę listów. Przeklinając swą niezdarność ukląkł i zaczął je zbierać. Nie był z natury wścibski, ale nie mógł nie zauważyć, że koperty wyglądały jak JEDNA DLA PIĘCIU 9 rachunki. We wszystkich celofanowych okienkach widniało nazwisko Malindy Compton. - Jack Brannan czeka na ciebie w gabinecie. Zmarszczywszy lekko brwi Malinda spojrzała na swoją wspólniczkę. - Jack Brannan? Mówił, o co chodzi? Cecile wzruszywszy ramionami zamknęła szufladę kasy. - Nie. Powiedział tylko, że chce się z tobą zobaczyć. Wciąż skrzywiona, Malinda ostrożnym spojrzeniem obrzuciła zamknięte drzwi do swego gabinetu. Przychodziły jej do głowy tylko dwa powody, dla których jakiś mężczyzna mógłby ją odwiedzić w sklepie. Wiedząc o tym z westchnieniem podeszła do stojącej przy ladzie Cecile. - Mam nadzieję, że przyszedł w odpowiedzi na moje ogłoszenie w gazecie, a nie znowu z urzędu. Nie mam już pomysłów na dalsze wymówki. - Jeśli teraz takich ludzi przysyłają, by łamali kości dłużnikom, to sama chętnie wezmę jakąś pożyczkę. Malinda nie mogła powstrzymać uśmiechu. - Zadzwoń do biura usług towarzyskich. Uwierz mi, że to dużo przyjemniejszy sposób zawierania znajomości. Wzięła z lady plik kwitów i może przez dwie sekundy zastanawiała się, czy nie wystawić trochę na próbę cierpliwości swego gościa. Głos ciotki, brzmiący tak wyraźnie, jakby ta była z nią razem w pokoju, upomniał ją: Nigdy nie każ gościowi czekać, Malindo. To przejaw złego wychowania. - Ciociu Hattie, ale czasami... - mruknęła z rezygnacją Malinda. 10 JEDNA DLA PIĘCIU - Mówiłaś coś? - Cecile spojrzała na nią znad kwitu, który właśnie sprawdzała. - Nic ważnego - pokręciła głową Malinda. - Życz mi szczęścia. Wystarczy mi trzydzieści dni zwłoki. - Potrzebny ci jest przede wszystkim psychiatra, bo tak lubisz przejmować czyjeś zobowiązania. - Lepiej nie zaczynaj - ostrzegła Malinda ruszając na zaplecze. Ktoś obcy mógłby zrozumieć tę rozmowę jako przejaw złej woli. Ze strony Cecile Malinda odebrała ją jednak jako jeszcze jeden dowód życzliwości. Status wspólniczki dawał przyjaciółce z dzieciństwa niekwestionowane prawo do wtrącania się w jej życie, do wtrącania, które Malinda przyjęła równie ochoczo, jak propozycję przyjaźni, złożoną jej przez Cecile piętnaście lat temu. Jeszcze teraz Malinda pamiętała ich pierwsze spotkanie.